piątek, 1 stycznia 2016

Rozdział 3

Airi przyglądała się sobie w milczeniu. Szatynowe włosy, które zawsze były w nieładzie, postanowiła upiąć w niezgrabnego koka. Usta przejechała bordową pomadką, przez co wydawały się wydatniejsze. Nie była jedynie pewna, czy nie zbyt bardzo. Rzęsy, jak co dzień, delikatnie wytuszowała, w końcu same w sobie były dość długie. Włożyła na siebie biały sweter i obcisłe, ciemne jeansy, które podkreślały jej zgrabne nogi. Cóż, wyglądała przyzwoicie. W każdym razie jak na kogoś, kto po raz pierwszy wybierał się na ognisko. 
Sam został w salonie. Nie zgodził się na zakupy, więc Airi nie naciskała. Sama w gruncie rzeczy nie miała zbyt wiele pieniędzy, ale na zwykłą, przyzwoitą bluzę, zdecydowanie by wystarczyło. Nie chciała zrobić złego wrażenia, tym bardziej, że Lu, Ann i jej znajomi, mieli zobaczyć Sama po raz pierwszy.
Westchnęła. 
Ostatni raz przejrzała się w lustrze, chwyciła za leżący obok czarny plecak, po czym ruszyła na dół. 
Sam siedział dokładnie w tym samym miejscu, w którym go zostawiła. Rozłożył się na kanapie, nogi oparł na stoliku, a w ręku trzymał papierosa. Z niewzruszoną miną oglądał mecz. 
 Dziewczyny będą po nas o szóstej – powiedziała, kierując się w stronę kuchni. Sam podniósł na nią wzrok.
 Jesteś pewna, że to dobry pomysł? – Nadal miał nic nie zdradzający wyraz twarzy. Ciemne oczy zatrzymały się na odwróconej w jego stronę, twarzy Airi.
 Jeśli chcesz poznać nasz świat, to myślę, że tak.
 Chłopak ziewnął, jakby na potwierdzenie tego, jak bardzo, lub nie, go to interesuje. Nie była jednak pewna o co mu chodzi. Chciała mu pomóc, mimo tego, że nie cieszył ją fakt mieszkania z nim pod jednym dachem. Starała się jak mogła, by nie wyczuł jej wrogości, a on, zwyczajnie olewał to co do niego mówiła lub przynajmniej chciał, żeby tak myślała. Jednego była pewna, Lu musiała dowiedzieć się o jego obecności, inaczej życie Airi pozostanie w chaosie, a tego przecież by nie chciała.
 Słuchaj no – zaczęła, kierując się w jego stronę – to mój dom i moje zasady. Albo idziesz ze mną na to cholerne ognisko i zachowujesz się przyzwoicie albo…
Sam gwałtownie podniósł się, wyprostował i stanął dokładnie naprzeciwko Airi, zdecydowanie zbyt blisko. Jego ciemne oczy wbijały się w nią niemal boleśnie. Wykrzywiła twarz z grymasem.
 Albo co? – warknął. Najwyraźniej nie lubił, gdy ktoś mu rozkazywał. – Wyrzucisz mnie? – zaśmiał się histerycznie. Jego głos odbił się echem w jej uszach. 
Znów wyglądał groźnie. Jego twarz przybrała mrocznego wyrazu, a usta ściągnęły się w wąską kreskę. Oddychał szybko, ale miarowo. Airi znów pomyślała o telefonie, który znajdował się niestety za daleko. Cholera, dlaczego nie nosi go przy sobie?
Ojciec nigdy nie pozwoliłby, aby stała jej się krzywda. W to nie wątpiła, ale mógł mylić się co do Sama. Teraz każda komórka jej ciała, krzyczała ,,uciekaj”, a serce niemal podeszło do gardła. Był zły. Mało tego, był wściekły!
 To nie zależy od ciebie – warknął, odsunął się o centymetr, po czym dalej spoglądając na nią ze złością, kontynuował. – Jestem tu z polecenia twojego ojca. Przykro mi, ale tym razem, to nie dotyczy ciebie, księżniczko. Nie możesz mnie wyrzucić.
Airi przez chwilę nie potrafiła się odezwać. Dalej obserwowała jego ruchy. Oddech mu się uspokoił, czoło przestało marszczyć, a usta wygięły w lekkim, szyderczym uśmiechu. Dłońmi przewracał niespokojnie w kieszeniach, ale wzrok, nadal dla Airi palący, utkwiony był w jej szarych oczach.
 Dzień dobry bardzo! Nie wiedziałam, że Airi będzie mieć gościa. Jestem Luize.
Airi wytrzeszczyła oczy. Lu pojawiła się w ciągu sekundy. Stała uśmiechnięta od ucha do ucha, z ręką wyciągniętą ku Samowi. 
Widziała jak jego ciało się napina. Był zdenerwowany.
 Cześć – zaczął niepewnie, uściskają jej wyciągniętą dłoń. — Mów mi Sam.
 Sam to bardzo fajne imię. Chyba hiszpańskie, co? – zaśmiała się, ukazując szereg białych zębów. 
— Nie bardzo. 
Stał nieruchomo. W przeciwieństwie do Lu, w ogóle się nie uśmiechał. Badał w skupieniu jej twarz. Airi widziała jak jego wzrok krąży w okolicy ust i oczu Luzie.
 To znajomy z mojej poprzedniej szkoły. Przyjechał tu, bo – zrobiła krótką przerwę. Nie zdążyła wymyślić powodu jego wizyty. Nie mogła przecież powiedzieć przyjaciółce prawdy i chociaż czuła się z tym fatalnie, musiała ją okłamać.
Lu wpatrywała się w nią zaciekawionym wzrokiem.
 Szukam pracy i pomyślałem, że jak już tu jestem to odwiedzę starą znajomą.
 Airi westchnęła. Chociaż na coś się przydał.
 Świetnie się składa! – Klasnęła w dłonie. – Pewnie Airi powiedziała ci, że Max szuka barmana.
I wtedy to się stało. Lu wspomniała o pracy, jej pracy, pracy Luize i Maxie, ich szefie. Jak miała się teraz z tego wyplątać? Jak oni mieli się z tego wyplątać? Cholerny Sam. 
Spojrzała na niego. Stał nadal w tym samym miejscu, z dłońmi ukrytymi w kieszeniach ciemnych spodni. Ale jego mina przyprawiła Airi o uśmiech. Nic nie rozumiał. Czyżby ojciec go nie wtajemniczył?
 Cóż, prawdę mówiąc, jeszcze nie zdążyłam – odparła.
 W takim razie mogę ci wszystko opowiedzieć. Otóż ja i Airi pracujemy w barze. Jesteśmy super świetnymi kelnerkami. Pensja oczywiście nie jest zbyt wielka, bo chodzimy tam jedynie w weekendy, ale ty pewnie się już nie uczysz, a kogoś takiego właśnie szuka Max! – Zrobiła przerwę, by nabrać powietrza. – Może dostanę premię, za znalezienie pracownika. 
 Lu, nie sądzę, żeby Sam chciał zostać barmanem. Ma większe aspiracje. On chciałby zostać – spojrzała na niego, wyglądał jak detektyw zbity z tropu. Najwyraźniej nie był tym faktem uszczęśliwiony – hydraulikiem.
Poczuła złośliwy wzrok Sama na sobie. Cóż, musieli wybrnąć z tej sytuacji, nawet jeśli ucierpi na tym jego, jeszcze nie wykreowany, wizerunek.
 Właśnie tak – warknął.
 Ah, to taka męska praca – zaczęła Lu. – Bardzo dobrze do ciebie pasuje, ale zanim znajdziesz kogoś, kto by cię przyjął, możesz trochę popracować w barze. To świetna opcja!
 Nie, nie. – Airi w tym momencie znienawidziła Lu. Przynajmniej na chwilę. – On ma manię na punkcie rur. O niczym innym nie myśli, więc na pewno nie zechce bawić się w robienie drinków i obsługiwanie natrętnych pijaków. Prawda, Sam?
Obie na niego spojrzały. Na jego ustach zagościł złośliwy uśmiech. Powoli podniósł wzrok z podłogi i spojrzał na Airi.
 Oczywiście – powiedział, a szatynka momentalnie głośno wypuściła powietrze z ust, na znak ulgi. – Jednak teraz, naprawdę przydadzą mi się pieniądze.
 Genialnie! Zadzwonię dzisiaj do Maxa. Nie cieszysz się, Airi? Będziemy miały super kolegę z pracy. 
Lu była najwyraźniej zadowolona z siebie. Poprawiła idealnie wygładzone włosy, po czym spojrzała na swój nowiutki, czarny zegarek. Airi dopiero teraz dostrzegła jej ubiór. Miała na sobie bordową sukienkę w białe groszki, sięgającą za kolana. Do tego czarny sweter, zapinany na guziki i tego samego koloru, skórzana kurtka. Całość dopełniały wysokie buty.
Cóż, musiała przyznać, że nie był to jej styl i nie sądziła, że będzie jej ciepło, ale wyglądała niczego sobie. Luźna sukienka zdecydowanie ją wyszczuplała.
 Super, bardzo ci dziękuję, Luize. – Ton głosu Sama zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Był miły, dziękczynny, może nawet trochę szarmancki. Czyżby to nowy wizerunek? Airi prychnęła.
 Oczywiście, że nie ma za co! Mam tylko nadzieję, że dostanę tę podwyżkę. Przydałaby mi się nowa para butów. – Na dowód swoich słów, uniosła stopę do góry, ukazując lekko wytartą podeszwę. – Jak myślisz, Airi?
 Myślę, że nic z tego. 
Luize po raz kolejny spojrzała na zegarek. Jej długie, mocno wytuszowane rzęsy niemal sięgały jego blaszki, kiedy podstawiła go sobie jak najbliżej oczu. Potrzeba noszenia okularów była mniejsza niż atrakcyjny wygląd. Twierdziła, że nosząc je, nie da się być nawet ładnym, a co dopiero poderwać chłopaka! 
 Ann mnie zabije! Matko, czeka na nas w aucie od dziesięciu minut! – Pokręciła oczami, zarzucając torebkę na ramię. – No cóż, w takim razie powiem jej, że nie jedziesz, Airi. 
 A nie jadę? – spytała, wytrzeszczając oczy. Lu pokiwała w jej stronę palcem.
 Zero dobrego wychowania! Przecież masz gościa! Specjalnie wpadł, żeby cię odwiedzić, a ty chcesz go zostawić? – mówiła jak zwykle nade szybko. Airi musiała się skupić, żeby wyłapać pojedyncze słowa. – Pa Sam! Cześć, Airi! Do zobaczenia jutro w barze. – Ruszyła w stronę wyjścia bardzo żwawym kokiem. Jej sukienka mocno podskakiwała wraz z długimi, blond włosami. – Ann mnie zabije – szepnęła pod nosem, po czym Airi widziała już tylko zamykające się drzwi.
Spojrzała w miejsce, w którym sekundę temu stał Sam. Nie było go. 
Rozejrzała się po salonie. Niedopałek papierosa nadal tlił się w popielniczce. Nie mógł pójść daleko. 
Zrezygnowana usiadła na kanapie. Gdziekolwiek poszedł, to zaraz wróci. Nie zostawiłby przecież odpalonego papierosa. Włączyła pierwszy lepszy kanał w telewizorze, na którym leciał mecz. Być może to go przyciągnie, pomyślała, po czym zrezygnowana oparła głowę o zagłówek kanapy i usnęła.


Stał na środku dość dużego rynku, a mrok otulał jego patyczkowatą sylwetkę. Słyszał jak nagie drzewa uginają się pod wpływem wiatru. Panowała głęboka cisza, jakby całe miasto ułożyło się już do snu. Rozglądał się dookoła. Dobrze znał to miejsce, a przynajmniej tak mu się wydawało. Teraz, kiedy zgasły wszystkie latarnie, a mrok zabierał nawet jego oddech, wszystko wydawało się nieznajome. Czarne myśli chowały się w zakamarkach jego umysłu, powodując, że chude nogi zaczęły się trząść. Skostniałe dłonie, schowane pod rękawami długiego, czarnego płaszcza, wydawały się jakby pulsować. Z zimna, czy ze strachu?
Starał się wsłuchać w ten mrok. Poznać go, oswoić. Przygarnąć do swojego serca. Sprawić, że wszystko znów stanie się znajome i piękne. Ale nie potrafił. 
Stał nadal w tym samym miejscu. Mimo upływającego czasu, oczy nie były w stanie przyzwyczaić się do ciemności. Coś musiało wisieć w powietrzu. Coś albo ktoś. 
Teraz Infibi wyglądało na przyczajone, jakby badało każdego swojego mieszkańca. Jakby sprawdzało, co czyha w jego ciemnościach. Ale dlaczego?
Poczuł na ustach gorzki smak. Powoli oblizał je, a twarz wygięła mu się z niezadowolenia. To była mgła. Utkana, gęsta, niczym mleko. Zaplanowana.
Coś się poruszyło, ale nie był to on. 
Chciał westchnąć, lecz się powstrzymał. Nie mógł zdradzić swojej obecności. Pragnął uciekać, ale w którą stronę? 
Wytężył umysł, przypominając sobie piękne Infibi, oblane ciepłymi promieniami słońca. Dzieci grające w piłkę w tym samym miejscu, w którym on teraz stoi. Małego psa biegnącego w stronę lasu.
Las! To było to! Tylko kilka kroków, kilka kroków i będzie bezpieczny.
Odruchowo dotknął dłonią noża, zwisającego koło jego bioder. Teraz albo nigdy.
Ruszył się. Był to lekki, bardzo płynny, ale nie za szybki, krok. Postawił stopę na ziemi niemal bezszelestnie. Odczekał chwilę. Nie usłyszał żadnego dźwięku. 
Postawił kolejny. Tym razem szybszy. 
Według obliczeń, do lasu pozostało mu ich około piętnastu. Wykonał kolejny krok. Znów poczekał na reakcję kogoś, kto czaił się w pobliżu, ale znów żadnej nie było. Kolejny krok, tym razem dłuższy. Jeszcze jeden i następny. 
Tym razem coś zaszeleściło, nie był niestety pewny, gdzie. Pamiętał, że tu, w jedynym miejscu w całym Infibi, głosy niosły się potężnym echem. Oddychał powoli, miarowo, żeby nie musieć zaczerpnąć większego wdechu, wtedy mógłby zdradzić swoją obecność.
Nasłuchiwał.
Ciało oblało się zimnym potem, usta drżały, tak samo jak dłonie i ręce. Czuł na czole krople potu. Myśl. Myśl. Myśl.
Powoli zaczął kucać. Jeżeli ten ktoś już wie o jego obecności, nic innego nie może zrobić. Musi nakierować go na zły trop. 
Pomyślał jeszcze raz o skąpanym w letnim słońcu, mieście. O kamienicach, równo poustawianych wokół siebie. O wysokich, stromych dachach, barierkach, niestabilnych balkonach. Bingo!
Bezszelestnie przesuwał opuszkami palców po ziemi. Chwycił w dłoń kamień. Nie, ten był zbyt duży. Powoli go odłożył. Chwycił kolejnego. Mały, centymetrowy, chropowaty. Idealny. 
Wstał. Przez chwilę znów nasłuchiwał. Ziemia szurnęła komuś pod nogami. Nie jego nogami.
Bez zastanowienia rzucił nim w przeciwnym kierunku. Coś w oddali delikatnie, niemal niesłyszalnie, szurnęło po betonie. Trafił w kamienicę. 
Ktoś porwał się na równe nogi i zaczął bieg. Słyszał jak jego buty ocierają się o wilgną ziemię. 
Postawił kolejny krok. Jeszcze jeden. Tym razem nie zatrzymywał się by wysłuchać. 
Coś strzeliło tuż obok niego. Niemożliwe! To gałąź. Gałąź strzeliła pod jego stopami. Zatrzymał się. 
Znów nic nie słyszał. Nawet oddech jakby spowolnił. Stał się bezgłośny, bezszelestny. 
Postawił następny krok. Później dwa szybkie. Coś drgnęła w powietrzu. Poczuł silny ból w ręce. Nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Dotknął ręki. Wsadził palec w ranę. Głęboka. 
Rzucił się do biegu. Nie myślał już o zachowaniu ciszy. Chciał przeżyć. Miał żonę, dwójkę dzieci. Niczego innego tak nie pragnął. 
Coś strzeliło, ale już tego nie usłyszał. Jego głowa wykrzywiła się w nienaturalny sposób. 
Umarł.


Niech się niesie ta cicha
Pieśń
Niech utuli twoje serce
Do snu
Niech płonie ogień 
Twej duszy
Bo jestem tu

Jestem tu
Pieśnią twego serca
Ogniem twojej duszy
Rytmem twego ciała

Nie płacz
Zabiorę cię nad przepaść
I po cichu zepchnę
Bo

Jestem śmiercią






Myślę, że poruszyłam waszą wyobraźnię jeszcze bardziej, jeśli chodzi o ,,drugi świat". :)
Korzystając z okazji....
Nie wiem czego mogę życzyć sobie i Wam. Może wytrwałości, siły, żeby walczyć, ogromu miłości, bo zdecydowanie się przyda. Może jeszcze odrobiny radości i optymizmu i dużo chwil refleksji.
No i zdrowia. Wszystkie inne problemy dadzą się rozwiązać. 
Wszystkiego dobrego! :)
Chciałabym was również zaprosić na coś lżejszego. Przynajmniej tak mi się wydaję.



,,Upadłam – jakoby to dziwnie nie zabrzmiało.
Stałam się jedną z nich. Zwykłą, prostą osobą, z olbrzymim sercem łatwym do złamania. Przynajmniej tak o nich mówili, o ludziach. O postaciach niespotykanie delikatnych i kruchych. O osobach niewinnych, w każdym tego słowa znaczeniu.
Idealnych.
Spragnionych miłości."



19 komentarzy:

  1. Ciekawy rozdział. Jestem bardzo ciekawa, jakie stworzenie zaatakowało tego mężczyznę i gdzie się podział Sam. Właśnie, Sam. Kurde, mimo wszystko bałabym się, przebywać z nim pod jednym dachem... i to jeszcze sam na sam. Zastanawiam się jak poprowadzisz to wszystko dalej. Pozdrawiam i wesołego Nowego Roku :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sam jest arogancki, nieobliczalny, groźny i niebezpieczny. Lubię go ;) A akcja z hydraulikiem mnie rozwaliła. Świetne dialogi!
    Druga część zaś niezwykle tajemnicza. No, pobudzasz wyobraźnię, pobudzasz... ale wciąż liczę na więcej opisów o drugim świecie ;)
    Pozdrawiam
    pisujesobie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję. Teraz na pewno będzie ich więcej.
      Również pozdrawiam. :)

      Usuń
  3. Nie lubię Sama. Te jego zmienne humory są dziwne. Zachowuje się jakby chciał na siłę rżnąć cwaniaka, albo pokazać Airi co to on nie jest. Podobał mi się ten fragment, w którym próbowali się jakoś wymigać od tej pracy u Maxa. W sensie wymigać z niej Sama. Zabawnie ci to wyszło:D No i ten drugi świat, o co chodzi? Kim był ten facet?
    Czekam na kolejny;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam! Nadrobiłam ostatnie dwa rozdziały i muszę przyznać, że coraz bardziej ciekawi mnie Twoja opowieść. Zdążyłam już polubić Airi i wszędobylską Lu ^_^ Co do Sama, podobają mi się takie aroganckie typki, ale mam nadzieję, że pokaże też głównej bohaterce nieco więcej „tej lepszej” swojej strony ^_^ I w ogóle jak on mógł tak zniknąć?
    Ten drugi świat mocno wciąga. Ciekawa jestem kim był zabity mężczyzna, a przede wszystkim kto go zabił? Pewnie dowiemy się nieco później… : )
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Znikający Sam jest zagadka. Sam w ogóle jest zagadką - to brzmi lepiej ;D
    Tak więc bardziej podobała mi się akcja dziejąca się w lesie? W każdym razie ta druga cześć. Coś mi mówi, że ten mężczyzna to ojciec Airi. Takie moje przeczucie, ciekawe czy trafne? :D
    Pozdrawiam, Sapphire ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam, że tak późno, ale przez pewien czas nie miałam dostępu do internetu. ;c
    Co do rozdziału, to muszę przyznać, że naprawdę lubię Lu. Jest taka rozpromieniona i pozytywnie nastawiona do życia. Jej pozytywna energia na pewno udziela się czytelnikom. Po prostu nie można jej nie lubić! :D
    Cała ta sytuacja, kiedy Airi próbowała wytłumaczyć przyjaciółce kim jest Sam wprawiła mnie w rozbawienie. Szczerze, kiedy czytałam ten moment nie mogłam powstrzymać się od chichotu pod nosem. Świetnie to przedstawiłaś. :D Coś czuję, że Airi przez długi czas będzie wypominała Lu jak bardzo wyprowadziła ją z równowagi, proponując chłopakowi pracę u Maxa :D
    O ile w pierwszej części było dość zabawnie i śmiesznie, to w drugiej zrzedła mi mina. Pomijając fakt, że kompletnie nie wiem kim był zabity, to mam nieodparte wrażenie, że zabił go właśnie Sam. W końcu nie było go w domu, ale to tylko moje podejrzenia. Gdyby jednak okazało się to prawdą, to moje odczucia do Sama od razu jeszcze bardziej się zmieniają. Już mnie lekko irytuje, a jak dojdzie do tego jeszcze, że okaże się mordercą, to już w ogóle zgłupieje. Miejmy jednak nadzieję, że to nie Sam był w tym lesie, a Airi nie mieszka z niebezpieczną osobą pod jednym dachem. ;)
    Do następnego, pozdrawiam :D

    Ps. U mnie pojawił się rozdział 3. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! Na razie nic nie wyjaśniam. :D
      Do zobaczenia!
      PS. Nareszcie i zaraz zajrzę. :D

      Usuń
  7. Opowiadanie bardzo wciągające, poruszające moją wyobraźnię. Opis postaci jest fantastyczny. Co to był za facet? Co go zabiło? Wyjaśnisz co więcej na temat tego drugiego świata? Pozdrawiam :** Czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Wciągnęło mnie w te twoje opowiadanie :* jestem ciekawa co dalej
    A i zapraszam na mój
    pamietnik-rossa-lyncha.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Kurde, więc nie będzie ogniska? Buu :(
    Nie rozumiem – jak zniknął, kiedy zniknął? Mam wrażenie, że coś mnie ominęło xd
    Przez chwilę myślałam, że ta końcówka jest o Samie, ale (chyba) się myliłam :D Teraz myślę, że może to ojciec Airi?
    Jak zwykle świetny rozdział i od razu biorę się za następny :D

    Pozdrawiam,
    legna

    OdpowiedzUsuń
  10. Sam ma naprawdę zmienne nastrone i nie dziwię się Airi, że nie chce z nim przebywać w jednym domu. Ciekawe dlaczego jej ojciec kazał Samowi z nią mieszkać. I gdzie Sam zniknął.
    Zaciekawiła mnie druga część. Kim był ten zabity mężczyzna i kto go zabił.

    Będę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń
  11. Hm, hm hm... No fakt rozbudziłaś wyobraźnię. Jednak zacznę od początku. Cały pomysł ogniska wydawał się fajny i byłam ciekawa jak to się potoczy, co tam się wydarzy, itp, itd. Gdy opisałaś, że Airi ma biały sweter, od razu pomyślałam coś w stylu: ognisko + biały sweter = nie polecam = będzie się działo! :D Rozegrałaś to inaczej no i dobra. ;) Czyżby Sam udał się z powrotem do tajemniczego drugiego świata? Może jakoś 'usłyszał' o śmierci tego człowieka? Strzelam, że mógł to być ojciec Airi, ale mówił, że ma dwójkę dzieci, więc wychodziłoby, że ona ma rodzeństwo.. A właśnie, gdzie jest jej matka? Ona sama mieszka w tym domu? Kto lub raczej CO zabiło tego gościa? I w ogóle o co chodzi z tym drugim świat? Jakimi rządzi się prawami? Jejku... Tyle pyta, tak mało odpowiedzi! :D Czekam na wyjaśnienia! :D

    Pozdrawiam Xx
    OCZY w OGNIU

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy