Airi obudziła się w nie najlepszym
nastroju. Bolały ją plecy, od niewygodnej kanapy i ręka, która całkowicie
zdrętwiała. Powoli otworzyła oczy, przeciągnęła się i odruchowo spojrzała na
półkę, gdzie stał elektroniczny zegar. Była dziesiąta czterdzieści dwa.
Westchnęła.
Wstała powoli, od razu wsuwając stopy w
pluszowe kapcie. Jej wzrok napotkał Sama. Siedział oparty o bok kanapy, z
papierosem w ręku i, typową dla niego, obojętną miną.
– Gdzie byłeś? – spytała, przypominając
sobie dlaczego zasnęła w salonie.
Chłopak nawet na nią nie spojrzał, jak
gdyby nie usłyszał jej słów. Stała przez chwilę w miejscu, dokładnie go
obserwując. Jego włosy pozostały w nieładzie, ale na sobie miał inną koszulkę,
lekko spraną i szare dresy.
– W Infibi – odparł. Zagasił papierosa w
pełnej już ,,popielniczce”.
– Aha.
Airi wyminęła go zwinnie, po czym
skierowała się do własnej sypialni. Wyjęła z szafy bieliznę, czarne spodnie i
szarą koszulkę, które przeznaczone były do pracy. Nie wyglądały jak nowe, bo
takie być nie musiały.
Zeszła na dół, zamknęła drzwi od łazienki
na klucz i zajęła się szybką kąpielą.
Kiedy skończyła, Sam czekał na nią w
salonie, dokładnie w tej samej pozycji, w której go zostawiła. Tym razem jednak
oglądał film.
– Zbieraj się. Musimy być w barze o wpół
dwunastej – rzekła, starając się, by jej ton głosu nie brzmiał złowrogo.
Sam popatrzył na nią po raz pierwszy od
rana.
– Dobra. – Wstał, przeciągnął się, po czym
wepchnął do kieszeni leżącą na stolę paczkę papierosów. – Daleko?
Airi prychnęła.
– Lu po nas przyjedzie. Zaraz powinna być –
odparła.
Ściągnęła z wieszaka plecak i włożyła do
niego telefon. Sprawdziła jeszcze, czy ciuchy na zmianę nadal tam są. Były.
Zarzuciła na siebie różową kurtkę, a klucze od domu chwyciła w dłoń.
Spojrzała na Sama, który ubierał buty.
Sama wsunęła na nogi czarne trampki i powoli skierowała się do wyjścia.
– Czekasz na zaproszenie? – spytała
otwierając drzwi. Odwróciła się, a Sam stał już obok niej.
Poczekała, aż wyjdzie, po czym zakluczyła
dom. Prawdę mówiąc, wiele razy zdarzało jej się o tym zapomnieć, w końcu
mieszkanie nie należało do najbogatszych, ale po ostatnich wydarzeniach, wolała
dmuchać na zimne.
Luize stała już na parkingu swoim czarnym
golfem.
– Jak było na ognisku? – spytała
przyjaciółkę, kiedy otwierała drzwi.
– W porządku – odparła, delikatnie się
uśmiechając.
Sam usiadł z tyłu.
– Cześć, Sam!
– Cześć – odpowiedział, wpatrując się w
odbicie twarzy Luize w lusterku.
– Dzwoniłaś do Maxa? – spytała, kiedy Lu
odpaliła auto.
Blondynka przewróciła oczami, po czym
dodała gazu, tak, że auto ruszyło z piskiem opon.
– Wróciłam późno, z resztą uważam, że
telefonowanie do niego w środku nocy, to nie byłby najlepszy pomysł.
Airi westchnęła, odwracając głowę w stronę
okna.
Pogoda znów nie była zbyt dobra. Co
prawda, dzień nie należał do najzimniejszych, ale szare chmury skłębiły się nad
miastem, a zimny wiatr uginał, gubiące liście, drzewa.
Kiedy weszli do baru, Max stał przy ladzie
starannie polerując kieliszki. Był wysokim blondynem, o wyjątkowo błękitnych
oczach. Dziś założył niebieską koszulę, która opinała się na jego umięśnionym
torsie i zwykłe, sprane jeansy. Miał na oko koło dwudziestu pięciu lat. Airi
nigdy nie zastanawiała się nad tym, w jakim jest wieku. Może dlatego, że
zwyczajnie nie było jej to potrzebne. Lubiła go. Był miły, opanowany. Nigdy nie
zwracał się też do nikogo z wyższością.
– Cześć, Max! – Lu przywitała go
cieniutkim głosem.
Sam stał między nimi, jak gdyby bojąc się
wychylać. Max odwrócił się w ich stronę z serdecznym uśmiechem na twarzy,
typowym dla niego.
– Dobrze was widzieć!
Airi podeszła do baru, zupełnie ignorując
Sama. Usiadła na blacie naprzeciw blondyna.
– Zrobisz mi herbatę? – spytała.
– Już wstawiłem wodę. Mam do ciebie
ogromną prośbę, Air. Britney nie będzie przez najbliższy tydzień, a nie mam
nikogo na zastępstwo. Pomyślałem…
Airi westchnęła.
– Nie ma problemu – odparła, lekko się
uśmiechając.
Britney była kobietą w średnim wieku.
Szczęśliwą mężatką i matką dwójki cudownych bliźniaczek. Pracowała w barze
odkąd Airi pamiętała. Chodziła wiecznie uśmiechnięta i zadowolona. Całymi
godzinami potrafiła opowiadać jaka jest szczęśliwa, kiedy wraca do własnego
domu, własnych dzieci i własnego męża. Właśnie to podobało się Airi
najbardziej.
Britney pracowała w barze jako pomoc
kuchenna.
– Dziękuję! – Max wydał z siebie dźwięk
zadowolenia i ulgi. Sam, jako kucharz, niewiele by mógł zrobić bez pomocy. Tym
bardziej w porze kolacji, kiedy to bar pękał w szwach. – Oczywiście zapłacę ci
za nadgodziny.
Lu usiadła koło Airi, a Sam stanął między
nimi, po raz kolejny dzisiaj. Dopiero teraz Max go dostrzegł. Uśmiechnął się,
badając jego nic nie wyrażającą, twarz.
– To jest Sam – zaczęła Lu – i bardzo by
chciał pracować w barze.
Max przez chwilę milczał, a jego oczy
zatrzymały się na twarzy Sama.
– Masz CV? – spytał, po chwili milczenia.
– Nie.
– To moja wina! – krzyknęła Lu, a Airi
cicho się zaśmiała. Wszystko szło po jej myśli. – Nic mu nie powiedziałam.
Myślałam, że się ucieszysz, że ktoś chce u ciebie pracować i przyjmiesz go od
razu.
– W porządku, Luize. W takim razie
powiedz mi, Sam, masz jakieś doświadczenie?
Brunet spojrzał najpierw na Airi, potem na
Lu i zdecydowanie pokręcił głową.
– Ale szybko się uczę.
– Szkoła? – Kontynuował swój wywiad, Max.
– Nie.
– Dobrze. – Tym razem spojrzał na Luize.
– Przynieś mi dokumenty, wtedy porozmawiamy. Wystarczy CV.
– Ale Max! – zaprotestowała Lu.
Airi przyglądała się całej tej sytuacji w
milczeniu i z uśmiechem na ustach.
– Luize, muszę mieć dokumenty. Nie
zatrudnię go na czarno, słyszysz? Koniec tematu. – Max kiwnął ręką w stronę
Airi. – Chodź, musimy wstawić ciasto na pizzę.
– W takim razie weź go na dzień próbny!
– Jak dostanę dokumenty – powiedział
bardziej zdecydowanie, po czym zniknął za drzwiami do kuchni. Airi ruszała za
nim. – A teraz do pracy, Luize! Podłoga sama się nie umyje!
Airi usłyszała jeszcze krótkie
przekleństwo Lu i dźwięk zamykanych drzwi. Chwyciła za czerwony fartuch wiszący
na drzwiach od szafki, po czym podeszła do odwróconego w jej stronę Maxa.
– Wstawię ciasto i wezmę się za krojenie
sera, dobrze? – spytała.
Max kiwnął głową, a Airi zabrała się za
wsypywanie mąki do małego, metalowego urządzenia. Blondyn zniknął na chwilę, po
czym wrócił z dwoma kubkami w ręce. Jeden postawił obok Airi, a z drugiego upił
sporego łyka.
– To wasz znajomy? Nie widziałem go
wcześniej.
– Nie jest stąd – odparła, nie przerywając
wykonywanej czynności.
Max westchnął, odstawiając kubek na blat.
– Nie podoba mi się – powiedział, kiedy
Airi zdążyła już pokroić ser. Sam był w trakcie krojenia pomidora. Airi nie
była pewna dlaczego się nie przebrał. Nadal miał na sobie nową koszulę, co
prawda zakryta była białym fartuchem, ale on, sam w sobie, nie zasłaniał jej
całej. – Wygląda na ten typ faceta, którego nie trawię.
Airi pomyślała o wrażeniu, jakie na niej
wywarł, kiedy pierwszy raz go zobaczyła. O tym, jak niemal sparaliżował ją
strach. O wrogości, która od niego biła. O sytuacji, w której udowodnił jej, że
nie ma żadnego prawa dyktować mu warunków. O niezdecydowaniu. Jego niezdecydowaniu.
– Nie jest taki zły.
Max przerwał krojenie pomidora i odwrócił
się w jej stronę. Przez chwilę zdawało się jej, że chce coś powiedzieć, ale
odwrócił się z powrotem.
– Być może – odparł, a później przez kilka
godzin nie odezwał się do niej ani słowem, niezwiązanym z pracą. Przez cały
dzień była zajęta wałowaniem ciasta i smażenia frytek, więc wcale nie
przeszkadzała jej dziwna atmosfera. Luize co jakiś czas wpadała do kuchni
odebrać zamówienie, po czym znikała za drzwiami. Nie była w najlepszym nastroju,
pewnie dlatego, że została jedyną kelnerką, a ludzi nie ubywało. Do tego
złościła się na Maxa, który najwyraźniej miał to głęboko w poważaniu.
– Jutro normalnie na jedenastą? – spytała,
odkładając fartuch.
Max kiwnął głową, więc Airi po prostu
wyszła z kuchni. Sala już opustoszała. Stoliki zostały dokładnie umyte, pana
Scotta, tymczasowego barmana, już nie było. Spojrzała na zegarek. No tak,
została dłużej, żeby pomóc Maxowi posprzątać kuchnie, a Luize najwidoczniej
postanowiła wrócić do domu bez niej. Westchnęła. Droga do domu zajmie jej
jakieś pół godziny.
Chwyciła z wieszaka różową kurtkę, po czym
wyszła z baru. Wciągnęła do nozdrzy mroźny zapach nocy. Cóż, przynajmniej nie
padało.
– Podwiozę cię. – Usłyszała za sobą
przyjazny głos Maxa i dźwięk zamykanego zamka.
– Daj spokój, nie masz po drodze.
Chłopak zaśmiał się głośno i stanął tuż
koło niej. Przez chwilę oboje się nie odzywali, oglądając bezchmurne niebo.
– Nie boisz się? – spytał, przerywając
ciszę.
– Czego?
– Wracać sama do domu.
Airi spojrzała na jego profil. Miał
szeroko otwarte oczy, które zdobiły długie, zawinięte rzęsy, trójkątny nos i
pełne wargi, wykrzywione teraz w lekkim uśmiechu.
Później spojrzała na oświetloną żółtym
światłem latarni, drogę. Nigdy nie lubiła nocy. Uważała, że to zła strona dnia.
– Chyba jednak się skuszę – odparła,
wkładając zmarznięte już ręce, do kieszeni.
– Tak myślałem. Chodź – powiedział,
kierując się do sportowego, czarnego auta, stojącego nieopodal. Airi nie znała
jego marki, ale wyglądał na drogi. – Przeszkadzają ci papierosy? – spytał, nie
otwierając samochodu. Wyobraziła sobie Sama, który pewnie teraz pali
następnego, z nogami ulokowanymi na jej szklanym stoliku.
– Nie.
Max okrążył samochód i stanął tuż obok
niej, plecami opierając się o jego drzwi. Z kieszeni wyciągnął paczkę
papierosów i odpalił jednego.
Airi pomyślała sobie, że palenie to chyba
nowa moda wśród facetów, ale po chwili też oparła się o auto.
– Dziękuję – powiedział.
– Nie ma za co.
Chwilę później stała już przed drzwiami
własnego domu. Światło w salonie się paliło, więc Sam musiał być w środku.
Zastanawiało ją tylko to, skąd wziął klucz. Pociągnęła za klamkę, a drzwi
otworzyły się z głośnym brzdękiem.
Sam stał dokładnie naprzeciw niej. Ubrany
w długi płaszcz, z naciągniętym na głowę kapturem i złowrogim wyrazem twarzy.
Tym razem jednak nie zamierzała się bać. Wiedziała, że gdyby chciał, już dawno
zrobiłby jej krzywdę, a najwidoczniej, nie wiedząc czemu, nie chciał.
Wziął od niej plecak i powiesił na stojący
obok, wieszak.
– Chodź – powiedział, po czym pociągnął ją
na zewnątrz.
Przeszli kawałek w milczeniu. Sam nadal
trzymał ją za łokieć i, mimo że nie musiał, ciągnął za sobą.
– Gdzie idziemy? – spytała, chociaż nie
liczyła na odpowiedź.
– Do Infibi.
Zatrzymała się. Sam szarpnął za jej łokieć
mocniej, ale ona nawet nie drgnęła. Nie chciała tam być. Ojciec obiecał jej, że
nigdy nie będzie musiała. Nigdy. A nigdy oznaczało nigdy, przynajmniej w jej
języku.
– Nigdzie nie idę! – warknęła.
– Musisz!
– Nic nie muszę!
Sam odwrócił się do niej twarzą,
najwidoczniej po raz kolejny rozdrażniony.
– Twój ojciec kazał mi cię do niego
zaprowadzić. Gdyby to ode mnie zależało, w ogóle by mnie tu nie było.
Rozumiesz, księżniczko?
Airi poczuła jak pieką ją łzy, gromadzące
się w kącikach oczu. Mógł zmusić ją do wielu rzeczy, ale nie do tej. Jeżeli
ojciec chciał jej to zrobić, to nie był wart nazywania go ojcem.
– Nigdzie nie pójdę. Zostaw mnie w
spokoju! – krzyknęła na tyle głośno, że echo rozniosło się po całej okolicy. Tym
razem jednak jego twarz nie pałała złością tylko współczuciem. Ale dlaczego?
– Słuchaj, wiem, że ci się to nie podoba,
ale dostałem rozkaz i go wykonam. Albo pójdziesz ze mną dobrowolnie albo zrobię
ci niepotrzebnie krzywdę.
Airi westchnęła. Wiedziała, że nie ma
szans. Żadnych. Ucieczka nie wchodziła w grę, mogłaby go jedynie rozzłościć.
Sam korzystając z okazji, chwycił ją za
brzuch i przerzucił sobie przez plecy.
– To na wszelki wypadek, gdybyś jednak
zmieniła zdanie – warknął.
Szedł dość długo. Airi zrobiło się zimno,
mimo, że z ciała Sam biło ciepło. Trzęsły jej się zwisające dłonie, oddech
palił jej gardło. Nawet nie zauważyła, kiedy znaleźli się w lesie. Airi zaczęła
podskakiwać na jego barku, bo ziemia pod nogami zrobiła się nierówna.
Sam stanął za dużym, rozłożystym drzewem.
Nie odzywał się. Jego oddech stał się cichy, cichszy niż u normalnego
człowieka.
Usłyszała czyjeś kroki i głośne krzyki. Po
chwili stały się tak wyraźne, że mogła zrozumieć, o czym mówią.
– Oddam ci wszystko co do grosza! –
krzyczał jakiś chłopak. Miał piskliwy, nastoletni głos.
– Już to słyszałem – warknął, tym razem
męski, donośny głos. Airi oszacowała, że należał do około czterdziestolatka.
Potem usłyszała już tylko przeraźliwy krzyk.
Sam rzucił się do biegu. Stanął tuż obok
leżącego na ziemi chłopaka. Położył Airi na mokrą od krwi koszulkę i dotknął
jego dłoń, dokładnie w tym momencie, w którym serce młodego mężczyzny przestało
bić.
Airi przeszył ostry ból. Strach
zawładnął jej ciałem. Poczuła jak krew opuszcza jej ciało, zabierając ze sobą
życie, tylko po to, by znaleźć się w Infibi.
Cudowny, wciągający rozdział :) Lubie Maxa, typowy z niego gościu. Jestem ciekawy jak przedstawisz świat Infibi :) Chciałbym żeby Airi zeszła się Maxem. Życzę weny i czekam na następny :*
OdpowiedzUsuńMax wydaje się być całkiem w porządku, choć mało o nim było. Jestem ciekawa, czy Airi powie Lu o tym, kim jest Sam, czy będzie tak mieć tajemnice przed przyjaciółka... Z początku zastanawiałam się czemu Airi tak bardzo nie chce znaleźć się w tym świecie, ale po ostatnim akapicie zrozumiałam, jakie to okrutne... Mimo to i tak jestem ciekawa Infibi i po co właściwie Sam musiał ją tam zabrać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam na nowy rozdział ;)
pisujesobie.blogspot.com
Ciekawi rozdział :)
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie co dalej
Czekam na następny
A i zapraszam na mój
pamietnik-rossa-lyncha.blogspot.com
Max niby taki miły, a jednak mam wrażenie, że wykombinujesz jeszcze coś ciekawego i niespodziewanego z jego udziałem. Zaczynam się zastanawiać, czy Sam aby na pewno działa na prośbę ojca Airi. Coś mi w tej sprawie śmierdzi. Jaki, troszczący się o dobro córki, ojciec wysyłałby pod jej dach nieprzewidywalnego chłopaka oraz narażał ją na powrót do Infibi, gdzie, jak z twoich rozdziałów wnioskuję, nie jest zbyt przyjemnie i bezpiecznie?
OdpowiedzUsuńLubię Maxa. Na tą chwilę wdaje się ok i nawet nie pogardziłabym małym romansem między nim i Airi. ;D A na trzeciego byłby zazdrosny Sam ;D Al to tylko jak i moje poszukiwanie miłości gdzie się da ;)
OdpowiedzUsuńJestem niezmiernie ciekawa Infibi! Jak tam jest? No i dlaczego Airi musiała się tam udać? Czego chce jej ojciec?
Pozdrawiam, Sapphire ;*
Prawdę mówiąc, to przez chwilę myślałam, że Max jej coś zrobi xd nie wiem czemu, ale tak pomyślałam :P
OdpowiedzUsuńBiedna… tak mi się jej żal zrobiło, że musi tam iść wbrew swojej woli :(
Teraz tym bardziej ciekawi mnie kim był ten facet :P
Pozdrawiam,
legna
Max wydaje mi się w porządku. Britney nie było w rozdziale, ale z opowieści o niej też mi się taka wydaje. Fajnie, że Airi ma takich ludzi w pracy. Lu myślała że Sam będzie zatrudniony, ale przecież bez papierów Max by tego nie zrobił.
OdpowiedzUsuńCiekawe dlaczego Sam zabiera Airi do tego Infibi. Albo sam tak zdecydował albo ojciec musiał mieć ważny powód, żeby Airi tam poszła.
Czekam na kolejny rozdział.
W końcu, w końcu! Może zdobędę odpowiedzi na moje pytania? :) Max mi się widzi, nawet bardzo. Czyżby o coś do Airi? Nie no, może mi się tylko tak wydaje :D W trakcie kłótni z Samem myślałam, że gdzieś wyskoczy z za rogu i da tamtemu w dziób. Tak w ogóle, to chyba nie ogarniam Sama. Raz jest miły, potem apatyczny, jeszcze później wkurzony. Może gdy rozwiniesz wątek drugiego świata to dowiem się więcej na temat jego charakteru, przeszłości itd. Mam nadzieję, że szybko coś napiszesz. +Obserwuję i zapraszam do siebie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Xx
OCZY w OGNIU
Witaj!
OdpowiedzUsuńRozdział wyszedł ci genialnie!
Lubię Maxa, zdaje mi się, że we własnej wyobraźni będę swatać go z Ari, heh. ^^
Weny i do kolejnego rozdziału!
W wolnej chwili zapraszam do siebie:
http://zapomniana-partytura.blogspot.com
Po długiej przerwie w końcu jestem. :D Przepraszam, że pojawiam się z opóźnieniem, ale miałam ferie i nie miałam dostępu do internetu. Ale niestety ferie się kończą i wreszcie mam chwilę, aby wszystko nadrobić :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytać Twoje rozdziały. Są dłuższe, ale czyta się je szybko i przyjemnie. Kocham Twoje opisy. Nie przynudzają, jak niektóre opowiadania na blogspocie. Dalej nie wiem co myśleć o Samie. Z jednej strony w jakiś sposób mnie pociąga. Może ze względu na jego styl bycia, ale z drugiej strony mnie irytuję. Chyba się powtarzam, ale ten chłopak naprawdę mnie zastanawia. Co do Maxa, to tutaj bez zastanawiania się mogę stwierdzić, że facet jest jak najbardziej w porządku. Nie mogę się doczekać, kiedy Sam zacznie tam pracować. Mam wrażenie, że będzie dużo scenek, które niejednokrotnie wywołają donośny śmiech czytelników. O ile w ogóle zacznie tą pracę, ponieważ zdaje mi się, że razem z opowiadaniem przeniesiemy się do innego świata, z którego tak szybko nie wyjdziemy. W sumie to by było ciekawe. Ogólnie zaciekawiło mnie to, że aby dostać się do Infibi trzeba zabrać ze sobą życie. Mam nadzieję, że dobrze to zrozumiałam. Jeżeli chodzi o to, to muszę przyznać, że bardzo mnie to zaskoczyło. Oczywiście pozytywnie. Czytam mało opowiadań i książek o tematyce fantastycznej i nigdy nie spotkałam się z takim motywem. :)
Czekam na następny rozdział i zapraszam do siebie na kolejną część Taken :)